12.11.2016

Postanowienie

Długo, oj długo ze sobą walczyłam, naprawdę, starałam sie przekonać siebie do tego, aby jednak napisać rozdział. Nie udało się. Kończę tą historię, nie będę jej już kontynuowała. Skupiam się na pracy w www.sportsinwinter.pl i chyba czas jednak wziąć się za tego swojego bloga, bo mam milion projektów do wykonania, jeżeli chcecie wiedzieć co u mnie to zapraszam na niego - http://blue-berry-world.blogspot.com/

Długa notka na http://bluealice97.blogspot.com/

28.08.2016

rozdział trzeci

Na trzęsących się nogach szłam na spotkanie z Anze. Byłam szczelnie owinięta płaszczem, bo inaczej nie wyszłabym z domu. Od dwóch tygodni miałam cały czas przy sobie albo Tilena, albo Zalę, z którą mocno się zaprzyjaźniłam. Ta dwójka opiekowała się mną, ale wiedziałam, że pilnowali również, abym nie zrobiła krzywdy sobie lub dziecku. Moja dłoń na myśl o maleństwie automatycznie powędrowała do mojego brzucha, gdzie powstała niewidoczna dla innych wypukłość. Znałam swoje ciało świetnie i od razu ją zauważyłam. Praktycznie z dnia na dzień była coraz bardziej widoczna, znak, że dziecko jednak tam było obecne, że Anze i ja mamy coś wspólnego.
Weszłam do herbaciarni, dzwoneczek przy drzwiach oznajmił moje przybycie, a blond głowa oczekującego na mnie chłopaka, odwróciła się w moim kierunku.
- Mari, tutaj - zamachał do mnie, a ja przełknęłam ślinę i ruszyłam do stolika. Usiadłam naprzeciwko, zdejmując okrycie i wieszając je na oparciu. - Napijesz się czegoś? - zaproponował uśmiechając się. Potrząsnęłam przecząco głową, wiedząc jak działa na mnie herbata.
- Musimy pogadać i to poważnie - powiedziałam bez cienia uśmiechu.
- Mam się bać? - zaśmiał się i popatrzył na mnie, ale widząc, że nie zmieniam wyrazu twarzy, również spoważniał. - Co jest?
- Dwa miesiące temu, pamiętasz coś z tego? - zapytałam niepewnie.
- No... skończyliśmy w łóżku - powiedział powoli.
- Ta, więc jest sprawa - podałam mu świeże zdjęcie USG.
- To... - zawiesił się, patrząc uważnie na zdjęcie. - To... jesteś w ciąży ze mną, tak?
- Tak - pokiwałam głową. Anze wziął głębszy oddech.
- Zamieszkasz ze mną - powiedział poważnie, patrząc mi głęboko w oczy.
- Nie!
- To nie była prośba, tylko tak będzie. Jesteś ze mną w ciąży i będę się zarówno tobą, jak i dzieckiem opiekował - powiedział cicho, ale stanowczo. Zaskoczył mnie tym, jaką dorosłością i odpowiedzialnością się wykazał w tamtym momencie. Nie bał się tego, że zostanie ojcem, chciał wychowywać ze mną nasze dziecko. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Dobrze - zgodziłam się, a Anze położył swoją dłoń na mojej i delikatnie ją ścisnął.
Poszliśmy na spacer, do pobliskiego parku, gdzie usiedliśmy na ławce.
- Sądziłem, że skończysz z Tilenem, nie ze mną - zaczął rozmowę.
- Z nim? - zaśmiałam się. - Jest dla mnie jak brat - pokręciłam głową.
- Masz brata? - Lanisek popatrzył na mnie uważnie.
- Dwóch, przybranych.
- Widujecie się? - spytał się z delikatnym uśmiechem, odgarniając mi z twarzy luźny kosmyk włosów.
- Nie - wzięłam głębszy oddech, wydmuchując powietrze, które zmieniło się w biały obłoczek. - To nie takie proste. Kiedyś ci wytłumaczę - wstałam z ławki, wyciągając do niego rękę. - Chodź, pójdziemy do mnie. Robi się już chłodno. - Anze objął mnie w pasie i ruszyliśmy w kierunku mojego apartamentu.

~*~

- Wolę ten dom - pokazałam mu na ofertę leżącą w lewym, dolnym rogu stolika.
- Tu jest większy ogród - wskazał na środkowy.
- Ty będzie kosił w nim trawę i zajmował się badylami - objęłam mój pięciomiesięczny brzuch, gładząc go delikatnie.
- No dobra, wolę w takim razie ten z mniejszym ogrodem - wymamrotał, odgarniając sobie włosy z czoła.
- Powinieneś iść do fryzjera - zaśmiałam się, łapiąc go za jeden z dłuższych kosmyków i delikatnie ciągnąc.
- Jasne - pochylił się, składając pocałunek na moim czole i brzuchu. - Gadałeś z Tilenem ostatnio?
- Nie - pokręciłam głową. - Zadzwonił za to ostatnio jeden z moich braci.
- Wszystko okej?
- Tak - powiedziałam, wzdychając cicho.
- Powiesz mi o co chodzi?
- Mój tato ma dzieci z inną kobietą, a mnie nienawidzi.
- Nie może być tak źle - pogładził moją dłoń, splatając nasze palce razem.
- Anze, on mi to powiedział - wyszeptałam smutno, na co Lanisek otoczył mnie ramieniem i przytulił mocno do siebie.
- Nie przejmuj się, proszę cię, nie przejmuj się. Będzie dobrze, niedługo my będziemy mieli swoją rodzinę. Damy radę bez niego Mari.
- Jasne - otarłam łzy, które zebrały mi się w kącikach oczu. - Dziękuje, że jesteś Anze - pociągnęłam nosem.
- Obiecałem, że będę. Dotrzymuje obietnic zawsze - popatrzył mi w oczy uważnie, a ja położyłam mu dłoń na policzku, delikatnie go gładząc.
- Fasolka się rusza, cieszy się - uśmiechnęłam się szeroko i położyłam sobie jego dłoń w tym miejscu. - Czujesz? - Anze zaczarowany patrzył na mój brzuch i pokiwał głową. Widziałam, jak się cieszy, że może poczuć ruchy naszego dziecka.
- Mamusia i tatuś cię kochają skarbie - podwinął mi bluzkę i złożył pocałunek na moim brzuchu. Wiedziałam, że to za wcześnie na jakiekolwiek wyznania, ale cieszyłam się, że to on był ojcem mojego dziecka. Każdego dnia udowadniał mi, jak bardzo zasługuje na to, aby być w życiu dziecka i jak bardzo cudowną osobą był. Dbał o mnie tak, aby nigdy niczego mi nie brakowało. Powoli zaczynałam mu ufać i się przed nim otwierać, a nie przed każdą osobą umiałam to zrobić. Niestety, ale gdy nie możesz liczyć na wsparcie ze strony swojej rodziny, zaczynasz coraz bardziej zamykać się w sobie, przestajesz ufać innym ludziom. Anze miał w sobie coś takiego, co pozwalało mi uwierzyć, że jest osobą, której można zaufać i cieszyłam się, że to z nim skończyłam.

______________________

Jeszcze kilka rozdziałów się pomęczycie, a później ruszam z Olkiem!
Następny albo za tydzień, albo za dwa.

KOMENTUJĄC DOCENIASZ MOJĄ PRACĘ

rozdział drugi

- Pogięło cię?! - wykrzyknął Tilen patrząc na mnie ze swojego krzesła i z wrażenia prawie z niego spadając.
- Nie, byłam pijana - odpowiedziałam spokojnie, wałkując ciasto na słodkie rożki.
- Przespałaś się z Laniskiem - jęknął zrezygnowany, wciskając się bardziej w swoje siedzenie.
- Dokładnie - pokiwałam głową i zajęłam się wykrawaniem ciasta i nakładania nadzienia do niego. Kiedy włożyłam pierwszą część słodkości to pieca popatrzyłam na Tilena. - Jezus, o co ci chodzi? Przecież ciebie to tak jakby nie dotyczy - wytarłam ręce w fartuch i podparłam się pod boki.
- O to, że ty jesteś grzeczna, a on nie. Nie pasujecie do siebie - wykrzyknął i zagryzł wargę czekając na mój wybuch.
- Znalazł się ten, który jest taki genialny. Zajmij się swoim związkiem i Zaly! - warknęłam wkurzona. Nikt go nie prosił o wtrącanie się w to do kogo pasuje a do kogo nie.
- Może wy we dwie powinnyście pogadać, bo ja się chyba nie nadaję do tego - jęknął i potarł czoło.
- Przypominam ci, że ona mnie nie lubi - wywróciłam oczyma. - Nawet nie wiem za co, ale nie lubi. Sam mi mówiłeś - wyłożyłam słodkości z pieca na wystawę i wrzuciłam kolejne.
- Maruda - sięgnął po jeden rożek i wpakował w całości do buzi.
- Przytyjesz grubasie - wywróciłam oczyma.
- Jak się spotkasz z Zalą, to nie przytyje - powiedział szczerząc się, ale jak dostał ścierą po głowie, to mu przeszło.
- Tilen ja cię proszę, przestań spędzać czas z resztą kadry bo ci się głupota udziela - powiedziałam zirytowana.
- Masz za mało kobiet w towarzystwie. Mari, proszę cię - zrobił duże oczy jak Kot ze Shreka.
- Dobrze, spotkam się z nią - westchnęłam - kiedyś - dodałam cicho i zajęłam się pieczeniem.

~*~

Po półtora miesiąca namawiania mnie, Tilen w końcu wygrał i tak spotkałam się z Zalą. Zaprosiłam ją kulturalnie do mojego mieszkania. Specjalnie z tej okazji przyniosłam z pracy worek ze słodkościami, które rozłożyłam na półmisku i postawiłam na stoliku. Ogarnęłam szybko swój wygląd i usiadłam na kanapie, czekając na przybycie dziewczyny mojego przyjaciela. Usłyszałam pukanie do drzwi, więc poszłam otworzyć. Moim oczom ukazał się niziutka blondynka.
- Hej, ty jesteś Zala pewnie, jestem Marina - podałam jej rękę, którą ona uścisnęła.
- Miło mi cię poznać - uśmiechnęła się szczerze. - Nie myśl, że próbuje być miła, kiedy usłyszałam od Tilena o tym wszystkim zrozumiałam, że naprawdę jesteście tylko przyjaciółmi i nic romantycznego między wami nie ma - wyjaśniła, uśmiechając się przepraszająco.
- Okej - uśmiechnęłam się zakłopotana. - Chcesz coś do picia? - dłonią wskazałam na kuchnię.
- Mogłabyś mi zrobić kawy? Od rana jestem na nogach i usypiam już.
- Jasne - pokiwałam głową i włączyłam ekspres, ale gdy poczułam intensywny zapach, dopadły mnie mdłości. Przyłożyłam dłoń do ust i przełknęłam ślinę.
- Wszystko okej? - blondynka wstała zaniepokojona i do mnie podeszła, kładąc swoją dłoń na mojej łopatce. Pokręciłam przecząco głową i pobiegłam do łazienki, gdzie zwymiotowałam. - Zatrułaś się czymś? - Zala podała mi kubek z wodą, a ja przepłukałam usta i umyłam szybko zęby.
- Nie miałam czym, w tym jest problem. Rano wypiłam szybko herbatę i wybiegłam z domu do pracy, bo zaspałam. Ostatnio zdarza mi się to notorycznie - westchnęłam zirytowana. Blondynka patrzyła na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zagryzła wargę i spojrzała na mnie ze współczuciem.
- Moja mama jest lekarką i chyba wiem, co ci jest.
- Oh tak? - spojrzałam na nią z nadzieją.
- Jest ginekologiem, a tobie Anze sprawił mały prezent - wyjaśniła ze spokojem. W pierwszym momencie słysząc jej słowa, zaśmiałam się głośno. No bo w sumie kto by się nie śmiał. Nie na co dzień słyszy się, że jest się w ciąży, a raczej, że może się być w ciąży.
- Wzięłam tabletkę, niecałe 24 godziny po, ma 98% skuteczności zostało to potwierdzone - złapałam się nasadę nosa, zamykając oczy.
- Czyli 2 kobiety na 100 jednak zachodzą w ciąże - powiedziała spokojnie. - Nie musi tak być, ale jeżeli chcesz mieć sto procent pewności możemy jechać do mojej mamy - uśmiechnęła się pocieszająco.
- Okej, jedźmy - zgodziłam się i poszłam włożyć buty. Wzięłam kluczyki do auta i zjechałyśmy do garażu. Piętnaście minut później wchodziłam niepewnie do gabinetu.
- Dzień dobry - powiedziałam cicho, siadając na krzesło. Zala czekała przed gabinetem, trzymając za mnie kciuki.
- Dzień dobry - doktor Žagar popatrzyła na mnie. - Moja córka szybko mi wszystko wyjaśniła. Minęło już półtora miesiąca od stosunku, tak? - w odpowiedzi pokiwałam głową, a lekarka gestem ręki zaprosiła mnie na kozetkę przy USG. Po badaniu pani Žagar oglądała coś na zdjęciach, które zrobiła podczas USG, po czym mi je pokazała i wskazała na białą kropkę na czarnym tle. - To właśnie dziecko - popatrzyła na mnie uważnie. Sztywnymi palcami sięgnęłam po wydruk i przejechałam po nim palcem.
- Dz-dziękuje - wyszłam, nie rejestrując do końca, co się dzieje.
- I jak? - Zala szybko znalazła się koło mnie. To, co działo się później, pamiętam jak przez mgłę. Osunęłam się na krzesła, podając jej zdjęcia. Rękoma objęłam swój brzuch i zaczęłam płakać. - Spokojnie, będzie dobrze - objęła mnie i zaczęła gładzić moje plecy. Nie wiem, jak znalazłam się w domu, ale pół godziny później był przy mnie Tilen, który został ze mną do momentu, w którym zmęczona płaczem zasnęłam.

______________________

Teraz decyzja należy do was czy zostajecie ze mną i zobaczycie jaką relację Anze i Marina zbudują czy nie. Epilog już mam napisany, więc wiecie, moje decyzje dotyczące ich losu już zapadły.
Następny albo za tydzień, albo za dwa.

KOMENTUJĄC DOCENIASZ MOJĄ PRACĘ

3.08.2016

rozdział pierwszy

Słuchaj do rozdziału


Gotowa na kolejny dzień w mojej pracy zawiązałam kremowy fartuszek w pasie i wyłożyłam na wystawie dopiero co upieczone słodkie bułeczki. Czując zapach świeżo parzonej kawy, popatrzyłam oczekująco w kierunku drzwi, w których zaraz powinni pojawić się nasi klienci. Kiedy wpadł przez nie młody, na oko dwudziestoletni, blondyn zamrugałam zdziwiona, na to nie byłam przygotowana.
- Ukryj mnie - sapnął do mnie, a jego czerwona twarz wskazywała na dość duży wysiłek.
- O..okej - zająknęłam się i dodałam - chodź na zaplecze - zaprowadziłam go do magazynu, w którym pracownicy trzymali swoje rzeczy. - Uciekasz przed...? - zapytałam, unosząc brew i dokładnie taksując go spojrzeniem.
- Reporterzy - wykrztusił, nadal z trudem łapiąc oddech. Wywróciłam oczyma i podałam mu butelkę wody z mojej torby.
- Napij się, bo zaraz mi tu padniesz - po tym, jak wypełnił moje polecenie, kontynuowałam swoje małe dochodzenie. - Tak konkretnie to, co narobiłeś, że cię ścigali? Zabiłeś kogoś, czy biegałeś nago przed pałacem prezydenckim? - Druga wersja zdecydowanie bardziej pasowała mi do chłopaka, miał w sobie coś, co aż krzyczało, że ma głupie pomysły i lubi je realizować.
- Chcieli się dowiedzieć co z Peterem - odgarnął sobie włosy z czoła.
- A Peter to kto?
- Peter Prevc - kiedy zauważył, że nadal mam zmarszczone brwi wywrócił oczyma. - Nie mów, że nie wiesz kto to.
- No widzisz, nie wiem - fuknęłam.
- Skoczek narciarski - wyjaśnił niecierpliwie.
- A to ten - uderzyłam się w czoło. Gościu był w Słowenii pewnego rodzaju gwiazdą, karton z nim stał w każdym sklepie, jego książkę sprzedawali w każdej księgarni, był w każdej reklamie, ogółem był wszędzie, niedługo będę mogła otworzyć lodówkę, a on z niej wyskoczy. - Skacze na dwóch nartach i wszyscy myślą, że jest Bogiem. Już wiem - pokiwałam  ze zrozumieniem głową.
- Nie oglądasz skoków? - spytał się zdziwiony, przypatrując mi się uważnie.
- A powinnam? Nie lubię sportu - wzruszyłam ramionami, przecierając twarz. - Ty też skaczesz?
- Tak i właściwie to się nie przedstawiłem, Anze Lanisek, dla przyjaciół Żaba - wyciągnął w moim kierunku rękę.
- Marina Draszyńska, dla przyjaciół Mari - gdybym tych przyjaciół miała, dodałam w myślach i uścisnęłam jego dłoń.

~*~

Myślami wróciłam do sytuacji sprzed pół roku, kiedy poznałam Anze. Cieszyłam się, że mu pomogłam, bo gdyby nie to wydarzenie, zapewne moje życie nadal byłoby nudne i niezbyt kolorowe. Jednakże dzięki mojej wspaniałomyślności, a jego wdzięczności w końcu w piątki wieczorami mam co robić i zazwyczaj wychodzę z nim i z jego kolegami do baru na piwo. Chociaż zazwyczaj kończy się to tak, że oni się upiją, a ja nie i zostaję ich nianią. Przyzwyczaiłam się do tego, ale ich wygłupy i wyskoki po alkoholu nadal mnie zaskakują. Słoweńska kadra skoczków jest naprawdę zadziwiająco kreatywna, a zwłaszcza po procentach, mimo to nadal określam ich mianem moich przyjaciół.

Wciągnęłam na nogi czarne rurki z dziurami na kolanach, ubrałam czarne, niskie Conversy oraz szarą, luźną bluzkę z wiązaniem na dekolcie i byłam gotowa do wieczornej wyprawy. Wzięłam jeszcze tylko małą torebkę z portfelem i telefonem w środku, zamknęłam mieszkanie i spacerem ruszyłam w kierunku baru, w którym się umówiłam z chłopakami. Po wejściu do środka, od progu można było już usłyszeć ich głośne śmiechy. Jak zwykle najbardziej dokazywał Anze, który właśnie podrywał kelnerkę obsługującą nasz stolik. Wślizgnęłam się na wolne miejsce koło Tilena i westchnęłam cicho, obwieszczając swoje przybycie.
- Już nie jest trzeźwy, prawda?
- Nie - pokręcił głową z zafascynowaniem wpatrując się w Laniska.
- On wpadnie w końcu w alkoholizm - wywróciłam oczyma i pokręciłam głową nad zachowaniem Anze.
- Zachowujesz się jak jego matka - podstawił mi pod nos szklankę z nestea i wódką. - Pij, rozluźnisz się.
- Czasem się nią czuję - mruknęłam, zezując do środka szklanki i szybko ją opróżniając.
- Chcesz się upić? - spytał z niedowierzaniem Jaka zwracając na mnie uwagę całego stolika.
- Może nadszedł na to czas - wywróciłam oczyma, zamawiając kolejną szklankę. Raz na jakiś czas można zaszaleć i puścić hamulce.
- Brawo mała - zaśmiał się Jurji i poklepał mnie po dłoni, a ja tylko uśmiechnęłam się i wzięłam głębszy oddech opierając się o Tilena.

Po kilku kolejkach chłopcy stwierdzili, że czas przenieść się do innego, bardziej rozrywkowego lokalu. Chciałam zrezygnować, ale mi nie pozwolili i takim sposobem skończyłam, siedząc w loży w Crawl. Siedziałam, obserwując bawiący się tłum, Anze z Tilenem poszli wyrywać laski, Jurji z Nejcem zmyli się do domu, Cene z Jaką poszli do baru, a ja pilnowałam loży siedząc koło Domena, który zawzięcie pisał coś w swoim telefonie.
- Zatańczysz? - podszedł do mnie przystojny brunet, uśmiechając się figlarnie.
- Z chęcią - powiedziałam szybko, byleby się ruszyć z czerwonej kanapy. Chłopak poprowadził mnie w kierunku parkietu. Wmieszaliśmy się w szalejący tłum, który rytmicznie podskakiwał do jednej ze zremiksowanych piosenek. Poczułam ręce na swoich biodrach i zaczęłam delikatnie kołysać nimi. Po dwóch piosenkach poczułam przy uchu gorący oddech, a ręce mojego towarzysza zastąpiły inne.
- Odbijany - usłyszałam zachrypnięty od alkoholu głos Anze. Obróciłam się do niego powoli przodem.
- A ty co? Panna ci zwiała? - zapytałam z kpiącym uśmieszkiem, czując jak alkohol przeze mnie przemawia.
- Nie, nudna była - parsknął cichym i wrednym chichotem.
- Jesteś okropny - położyłam mu głowę na ramieniu.
- Szczery - po chwili zastanowienia dodał - no i może trochę wredny, ale to czasami i tylko trochę.
- Ale i tak cię lubię - zaśmiałam się.
- Ale zawsze i bardzo?
- Tak Lanisek - wywróciłam oczyma i odsunęłam się od niego trochę, po to, aby spojrzeć na niego. - Idziemy się napić? Strasznie zaschło mi w gardle.
- Okej - skinął głową i złapał moją dłoń w swoją, ciągnąc mnie w stronę baru, aby zamówić drinki.

___________

To opowiadanie nie jest o poznawaniu się, byciu razem etc. 
Historia będzie opowiadała o budowaniu relacji między dwójką ludzi skazaną na siebie w wyniku pewnych wydarzeń.
Jeśli nie chcecie nie musicie czytać.
Na razie was wprowadzam w ten świat, ale od trzeciego rozdziału powinno zacząć się ""coś"" dziać

CZYTAM = KOMENTUJĘ, DOCENIAM PRACĘ AUTORA

9.03.2016

prolog

tak, to chyba jest prolog


Nie ma potrzeby się ukrywać
Nie reaguj zbyt mocno
Mówiłaś, że sięgałaś nieba
Pójdziemy jeszcze dalej
Byłaś tu wcześniej, dziewczyno
Pamiętasz te prześcieradła
Ten świat nie jest dla nas
To nie jest tym, czym się wydaje

Nauczymy się kochać, marzyć, śnić
Nauczysz się kochać, marzyć, śnić
Nauczę Cię marzyć
Znajdziemy naszą miłość w niebie



Spojrzałam w niebo, które powoli z niebieskiego zmieniało się w pomarańczowe. Siedziałam na ławce w parku Tivoli pisząc jedną z piosenek, które nieudolnie próbowałam rozsławić. Dotychczasowo jedynym moim większym osiągnięciem było wygranie konkursu w liceum. Teraz, rok później nie ruszyłam dalej, a raczej się cofnęłam. Pracowałam w małej kawiarence w centrum miasta. Lubiłam mimo wszystko swoją pracę, pani Vidmar była kochaną siedemdziesięcioletnią cukierniczką, która wstawała o piątej rano, aby piec bułeczki dla klientów. Zastępowała mi praktycznie całą rodzinę. Po śmierci mamy, tato rzucił się w wir pracy, teraz płacił mi za wszystko i żyje sobie w Monako z nową żoną. Wszystko byleby zapomnieć o mnie i żebym mu się nie przypomniała.
Z cichym westchnięciem zamknęłam notatnik i ruszyłam do mieszkania, jutro czekał mnie pracowity dzień, więc powinnam się wyspać.



____________________

Startujemy wraz z Dniem Dziecka :)
A na razie zapraszam na angels-peter.blogspot.com

7.03.2016

bohaterowie


Anze Lanisek
Dwudziestoletni słoweński skoczek z aspiracjami na zawojowanie świata.




Marina Draszyńska
 Jej powołaniem jest śpiew, od dziewiętnastu lat w pogoni za szczęściem.