Weszłam do herbaciarni, dzwoneczek przy drzwiach oznajmił moje przybycie, a blond głowa oczekującego na mnie chłopaka, odwróciła się w moim kierunku.
- Mari, tutaj - zamachał do mnie, a ja przełknęłam ślinę i ruszyłam do stolika. Usiadłam naprzeciwko, zdejmując okrycie i wieszając je na oparciu. - Napijesz się czegoś? - zaproponował uśmiechając się. Potrząsnęłam przecząco głową, wiedząc jak działa na mnie herbata.
- Musimy pogadać i to poważnie - powiedziałam bez cienia uśmiechu.
- Mam się bać? - zaśmiał się i popatrzył na mnie, ale widząc, że nie zmieniam wyrazu twarzy, również spoważniał. - Co jest?
- Dwa miesiące temu, pamiętasz coś z tego? - zapytałam niepewnie.
- No... skończyliśmy w łóżku - powiedział powoli.
- Ta, więc jest sprawa - podałam mu świeże zdjęcie USG.
- To... - zawiesił się, patrząc uważnie na zdjęcie. - To... jesteś w ciąży ze mną, tak?
- Tak - pokiwałam głową. Anze wziął głębszy oddech.
- Zamieszkasz ze mną - powiedział poważnie, patrząc mi głęboko w oczy.
- Nie!
- To nie była prośba, tylko tak będzie. Jesteś ze mną w ciąży i będę się zarówno tobą, jak i dzieckiem opiekował - powiedział cicho, ale stanowczo. Zaskoczył mnie tym, jaką dorosłością i odpowiedzialnością się wykazał w tamtym momencie. Nie bał się tego, że zostanie ojcem, chciał wychowywać ze mną nasze dziecko. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Dobrze - zgodziłam się, a Anze położył swoją dłoń na mojej i delikatnie ją ścisnął.
Poszliśmy na spacer, do pobliskiego parku, gdzie usiedliśmy na ławce.
- Sądziłem, że skończysz z Tilenem, nie ze mną - zaczął rozmowę.
- Z nim? - zaśmiałam się. - Jest dla mnie jak brat - pokręciłam głową.
- Masz brata? - Lanisek popatrzył na mnie uważnie.
- Dwóch, przybranych.
- Widujecie się? - spytał się z delikatnym uśmiechem, odgarniając mi z twarzy luźny kosmyk włosów.
- Nie - wzięłam głębszy oddech, wydmuchując powietrze, które zmieniło się w biały obłoczek. - To nie takie proste. Kiedyś ci wytłumaczę - wstałam z ławki, wyciągając do niego rękę. - Chodź, pójdziemy do mnie. Robi się już chłodno. - Anze objął mnie w pasie i ruszyliśmy w kierunku mojego apartamentu.
~*~
- Wolę ten dom - pokazałam mu na ofertę leżącą w lewym, dolnym rogu stolika.
- Tu jest większy ogród - wskazał na środkowy.
- Ty będzie kosił w nim trawę i zajmował się badylami - objęłam mój pięciomiesięczny brzuch, gładząc go delikatnie.
- No dobra, wolę w takim razie ten z mniejszym ogrodem - wymamrotał, odgarniając sobie włosy z czoła.
- Powinieneś iść do fryzjera - zaśmiałam się, łapiąc go za jeden z dłuższych kosmyków i delikatnie ciągnąc.
- Jasne - pochylił się, składając pocałunek na moim czole i brzuchu. - Gadałeś z Tilenem ostatnio?
- Nie - pokręciłam głową. - Zadzwonił za to ostatnio jeden z moich braci.
- Wszystko okej?
- Tak - powiedziałam, wzdychając cicho.
- Powiesz mi o co chodzi?
- Mój tato ma dzieci z inną kobietą, a mnie nienawidzi.
- Nie może być tak źle - pogładził moją dłoń, splatając nasze palce razem.
- Anze, on mi to powiedział - wyszeptałam smutno, na co Lanisek otoczył mnie ramieniem i przytulił mocno do siebie.
- Nie przejmuj się, proszę cię, nie przejmuj się. Będzie dobrze, niedługo my będziemy mieli swoją rodzinę. Damy radę bez niego Mari.
- Jasne - otarłam łzy, które zebrały mi się w kącikach oczu. - Dziękuje, że jesteś Anze - pociągnęłam nosem.
- Obiecałem, że będę. Dotrzymuje obietnic zawsze - popatrzył mi w oczy uważnie, a ja położyłam mu dłoń na policzku, delikatnie go gładząc.
- Fasolka się rusza, cieszy się - uśmiechnęłam się szeroko i położyłam sobie jego dłoń w tym miejscu. - Czujesz? - Anze zaczarowany patrzył na mój brzuch i pokiwał głową. Widziałam, jak się cieszy, że może poczuć ruchy naszego dziecka.
- Mamusia i tatuś cię kochają skarbie - podwinął mi bluzkę i złożył pocałunek na moim brzuchu. Wiedziałam, że to za wcześnie na jakiekolwiek wyznania, ale cieszyłam się, że to on był ojcem mojego dziecka. Każdego dnia udowadniał mi, jak bardzo zasługuje na to, aby być w życiu dziecka i jak bardzo cudowną osobą był. Dbał o mnie tak, aby nigdy niczego mi nie brakowało. Powoli zaczynałam mu ufać i się przed nim otwierać, a nie przed każdą osobą umiałam to zrobić. Niestety, ale gdy nie możesz liczyć na wsparcie ze strony swojej rodziny, zaczynasz coraz bardziej zamykać się w sobie, przestajesz ufać innym ludziom. Anze miał w sobie coś takiego, co pozwalało mi uwierzyć, że jest osobą, której można zaufać i cieszyłam się, że to z nim skończyłam.
______________________
Jeszcze kilka rozdziałów się pomęczycie, a później ruszam z Olkiem!
Następny albo za tydzień, albo za dwa.
Następny albo za tydzień, albo za dwa.